Moje pierwsze pierniczki. Wiem – wstyd, że blogerka kulinarna, z ponad sześcioletnim doświadczeniem, dopiero teraz upiekła świąteczne pierniczki, ale taka jest prawda. Pierniczki zawsze piekła mama. Ale w tym roku postanowiłam upiec swoje, z dużo łatwiejszego przepisu, udekorować je po swojemu i – przede wszystkim – upiec tylko trochę – trzydzieści kilka sztuk – jako test przepisu. Test okazał się sukcesem z kilku powodów. Po pierwsze ciasto bardzo łatwo się zagniatało, szybko chłodziło i bez wysiłku wałkowało. Pieczenie trwało dokładnie 7 minut, nic się nie przypaliło, nic nie połamało. Smak – rewelacja – ani za słodkie, ani mdłe i wyraźnie korzenne. A dekorowanie to już moja fantazja – postawiłam na naturalną szatę – lukier pomarańczowy i kandyzowaną skórkę.
Przepis znalazłam w świątecznym numerze magazynu Jamie’go Olivera, troszkę go zmodyfikowałam i oto jest – polecam!
Pierniczki (ok. 35 sztuk):
- 300 g mąki orkiszowej,
- 6 łyżek miodu (u mnie akacjowy, ale można dać bardziej wyrazisty),
- 2 łyżki cukru pudru,
- 50 g masła,
- 1 jajko,
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej,
- 1 szczypta soli,
- 2 czubate łyżki przyprawy korzennej – kupnej lub własnej roboty.
W rondelku rozpuścić masło z miodem – ostudzić. W misce wymieszać mąkę z cukrem pudrem, solą, sodą, przyprawą i jajkiem. Następnie wlać masło z miodem – zagnieść. Ciasto schłodzić w lodówce przez minimum godzinę.
Po tym czasie ciasto rozwałkować na grubość ok. 3-4 mm. Wykroić ciasteczka (u nie spore choinki). Ciastka położyć na blaszce przykrytej pergaminem, zachowując 2-3 cm odstępy. Piec w 180 stopniach przez 7 minut (mimo precyzyjnie podanego czasu, pierniczków trzeba pilnować, bo mogą łatwo się przypalić). Studzić na kratce.
Przestudzone pierniki można trzymać w blaszanej puszce.
Dekoracja: pomarańczowy lukier (sok i skórka z 1/2 pomarańczy wymieszana ze szklanką cukru pudru) i kandyzowana skórka pomarańczowa.
Po prostu pycha!