Blondynką nie jestem, ale knedliczki już potrafię zrobić. Roboty przy tym mnóstwo, ale czasem warto się postarać, żeby na obiad podać coś nowego i smacznego. A jeśli przy okazji takiej czeskiej kulinarnej przygody, w głowie nie-blondynki zrodziła się chęć ponownego obejrzenia filmu Milosa Formana „Miłość blondynki” z 1965 roku, to już w ogóle nie ma sensu rozpamiętywać tych dwóch godzin spędzonych w kuchni.
Niżej prezentuję przepis na bardzo smaczne i idealne na okropną pogodę, jaką mamy za oknem, knedliczki. Podobno oryginalnie czeskie, ale kto to wie…
Czeskie knedliczki
- dwie średnie czerstwe bułki,
- 40 dag mąki,
- 1 dag świeżych drożdży,
- 20 dag wędzonego boczku,
- łyżeczka cukru,
- szklanka ciepłego mleka,
- 1 jajko.
Boczek pokroić w drobną kostkę – wytopić. Dorzucić pokrojone w kostkę bułki – usmażyć na chrupko. Z drożdży, mleka, cukru i łyżki mąki przyrządzić rozczyn i pozostawić do wyrośnięcia. Gdy urośnie wlać go do dużej miski, wsypać resztę przesianej przez sito mąki, wbić jajko, dodać grzanki i skwarki, starannie wymieszać łapkami. Odstawić w ciepłe miejsce. Z gotowego ciasta formować kulki troszkę mniejsze od piłeczki pingpongowej. W dużym garze zagotować osoloną wodę. Wrzucać po kilka knedliczków (tak by swobodnie pływały) i gotować 10-15 minut.
Podawać na gorąco z jakimś wyrazistym sosem (mięsnym lub grzybowym) i surówką.